Lotnisko Berlin Schoenefeld, terminal B, cały pomarańczowy. Ale to przez linie lotnicze "easyjet". Dwa żółtodzioby które nigdy nie leciały samolotem, próbują się odnaleźć. Na szczęście pierwszą osobą którą pytam o droge okazuje się polka. Bez problemu przechodzimy odprawę, a później o mało nie spóźniamy się na samolot. Zagadałyśmy się i przestałyśmy sprawdzać tablice gdzie informują o wujściu do którego należy się udać. Biegiem na ostatnią chwile. Lot bez przygód, byłyśmy wykończone i spałyśmy. Przy lądowaniu odezwał się mój żołądek, ale nic się nie wydarzyło, opanowałam nerwową sytuację. W Barcelonie wyszłyśmy z lotniska bez bagażu i musiałyśmy wracać, od nowa odprawa itd. Potem z górki, łatwo trafiłyśmy na renfe, kupiłyśmy bilety T-10 za 7,70 euro. Dojechałyśmy do stacji Barcelona Sants i przesiadłyśmy się do pociągu jadącego do stacji Estacio de Franca. Zameszkałyśmy w hostelu AAE Nuevo Colon, po drugiej stronie ulicy od stacji renfe. Bardzo miła obsługa, czysto spokojnie i najważniejsze, wszędzie blisko. Resztę dnia spędziłyśmy na odsypianiu podróży, zapoznaniu sie z okolicą i ku uciesze Żanety, dzień zwięczyłyśmy spacerem na plaże.